I juz sie odbyla. Sympatyczna, skromna uroczystosc…
Pierwsza Komunia "po szwajcarsku" znacznie rozni sie od tych naszych, polskich. Obrzedy koscielne odbywaja sie w atmosferze rodzinnego spotkania, bez zadecia i blichtru. Dzieci ubrane w proste jednakowe alby gromadza sie dookola oltarza, trzymaja sie za rece, spiewaja, przezywaja swoje swieto w prawdziwej wspolnocie. Podoba mi sie to, ze Komunia to swieto przede wszystkim duchowe - nie ma tu tradycji drogich prezentow czy wystawnych przyjec. Dlatego tez po glownej uroczystosci odpoczywalismy w gronie najblizszej rodziny przy prostym wloskim jedzeniu i szwajcarskich, czekoladowych deserach;)
I wszystko byloby idealne, gdyby nie… pogoda! Nieustannie padajacy deszcz pokrzyzowal wiele planow. Takze i ten na jakas sympatyczna sesje zdjeciowa w plenerze. Udalo sie jedynie pstryknac kilka skromnych fotek "pod dachem". Dzis, z tej wyjatkowej okazji, dzielnie wspiera mnie moja ulubiona (i nie tylko dlatego, ze moja jedyna) ;) bratowa - Ewelina:)
Rowniez w kwestii ubioru jest pelna dowolnosc, nie ma tu obowiazku "jasno, wiosennie, slodko, bron Boze czern". Ja postawilam na granat rozjasniony kremem bluzki i ozywiony kolorem dodatkow. Calosc zakupiona za przyslowiowe "grosze" w miejscowych sieciowkach, a jedyna ekstrawagancja sa najcudowniejsze pod sloncem szpilki, ktore czekaly od dawna na swoj debiut:):)
ZESTAW NA DZIS:
Marynarka, bluzka, torebka, naszyjnik H&M
Spodnie, kurteczka ZARA
Buty JIMMY CHOO
EFEKT:
WIDZIANE Z BLISKA:
POZDRAWIAM!