Ostrzegam - dzis zaczne od dosc osobistego wywodu pseudofilozoficznego… Jesli ktos szuka lekkiej, weekendowej lektury o ciuchach - niech lepiej pominie ponizszy akapit i rozpocznie od nastepnego;)
Zle znosze wszelkie rewolucje, ich skutki odczuwam dlugo i bolesnie, nawet jesli w ostatecznym rozrachunku okazuja sie "in plus". Owszem, lubie nowe wyzwania i zmiany, ale w tempie i zakresie, ktore narzuce sobie sama. Jesli na okreslona sytuacje zyciowa nie mam wplywu, wowczas zmieniam sie, aby sie do niej dostosowac, ale czuje dyskomfort. Uplywajacy czas zaciera konkretne przyczyny mojego aktualnego stanu swiadomosci, co powoduje, ze nie bardzo wiem w jaki sposob zadzialac, aby poczuc sie lepiej. A jesli nie do konca mozna okreslic zrodlo "choroby", to w oczekiwaniu na znalezienie odpowiedniego "leku", trzeba zazyc doraznie jakis skuteczny "srodek przeciwbolowy";) Dla mnie takimi srodkami sa czynnosci chwilowo wylaczajace kontakt z codziennoscia i powodujace produkcje niezbednej dla utrzymania rownowagi dawki endorfin: pstrykniecie migawki aparatu, ksiazka saczaca sie przez sluchawke do ucha, proces tworzenia jakiegos qwadratowego ciucha..;)
Wiecie, ze wszystkie dotychczasowe moje Qwadratowe prace powstaly z materialow vintage?;) Zostaly one wygrzebane przeze mnie z czelusci rodzinnych szaf, w ktorych przechowywane byly od wielu lat, zbierane kiedys przez moja s.p. Babcie, a teraz przez Mame. Np. moj bialo-czarny sukienko-plaszczyk uszylam z tkaniny, ktora moja Mama kupila sobie ponad 40 lat temu! Dlatego pozostaly, niewielki kawalek tego materialu rowniez musialam jakos wykorzystac. Powstala wiec kolejna spodnica, qwadratowa kombinacja resztek materialowych. Narazie do poogladania w zakladce Qwadratowe Szycie, a na mnie - kiedystam napewno;)
A ze post bez obrazkow sie nie liczy - zapraszam na garsc zdjec mody z ulicy. A wśród nich - moje pierwsze zdjecie wykonane, zupelnie przypadkowo, za pelna aprobata "modeli";))))
POZDRAWIAM SERDECZNIE WEEKENDOWO!